Znaczkomania
Znaczkomania to gra, w której zbieramy znaczki, wymieniamy się nimi, a później chwalimy się naszą kolekcją przed znajomymi. Czyli tak jak z naszymi grami planszowymi tylko bez wymiany. Bo w takie zabawy to ja się nie bawię.
Pora rozpocząć zbieractwo
Nasza kolekcja będzie składała się ze znaczków, specjalistów, którzy zapewniają nam specjalne zdolności oraz wystawców, którzy dają dodatkową punktację podczas wystawy. Znaczki mają swój temat, kolor, wielkość, a niektóre z nich będą nawet zniszczone. Kiedy mamy już te informacje ze sobą to możemy przejść do zbierania.
Całą zabawę zaczniemy od draftu elementów do naszej kolekcji. Każdy z nas będzie brał po 1 rzeczy z puli poczynając od pierwszego gracza. Kiedy wszyscy zbiorą po 6 elementów to przechodzimy do kolejnej fazy.
Tutaj też pojawia się pierwszy twist gry. Dostępną pulę znaczków określą karty wydarzeń. Te karty wprowadzają też specjalne zasady, która będą obowiązywały podczas draftu. Może to być dodanie kolejnych elementów, czasami zapewnią nam dodatkowe punkty i ogólnie inne bajery. Jest to miłe urozmaicenie, a to jeszcze nie koniec ciekawostek. Bo nasi specjaliści już w momencie zabrania zapewnią nam specjalne umiejętności, które delikatnie zmieniają zasady gry.
Dzieli i rezerwuj
Ze wszystkich zebranych rzeczy możemy zarezerwować 1 element. Nikt nam go już nie odbierze. Resztę musimy podzielić na 2 stosy. Tu wchodzi drugi twist Znaczkomanii. Bo teraz będziemy się wszystkim wymieniać. Ten twist jest lepiej oddany w angielskiej nazwie gry, która brzmi Stamp Swap. Nawet strzałki na pudełko bardziej do tego pasują. Jednak nie kwestionuje tego jak niektórych tytułów zagranicznych filmów przetłumaczonych na język polski. Szklana Pułapka umiera twardo.
Kiedy już podzieliliśmy nasze zebrane graty na 2 stosy to poczynając od pierwszego gracza będzie on jako pierwszy wybierał jaki stos zabierze od kogoś innego. Pozostały stos wróci z powrotem do właściciela. Następnie ten wybrany gracz bierze coś od kogoś innego itd. Czyli każdy z nas będzie miał coś od kogoś i część z tych rzeczy, które sobie pieczołowicie zdraftowaliśmy.
Uwielbiam tą fazę gry. Bo podczas niej będziemy starali się tak ułożyć nasze elementy by ktoś nie zabrał tego co naprawdę potrzebujemy. Właśnie na tym polega cała frajda tej gry. Towarzyszy też temu dość taki fajny stresik. Szczególnie jak nastaje cisza pomiędzy nami i tylko patrzymy tym błagalnym wzrokiem by ktoś czegoś nam nie ukradł. Dlatego często też staramy się dyskutować i przekonywać graczy do „właściwych wyborów”.
Tutaj też wchodzi twist z zakrytymi znaczkami. Bo część znaczków w puli będzie zakryta i możemy je podejrzeć dopiero kiedy wybierzemy je podczas draftu. Dlatego podzielnie całej puli jest bardzo ważne. Bo czasami np. kładziemy 1 zakryty znaczek, a w drugim stosie rzucamy resztę licząc, że ten kot w worku może przykuć czyjąś uwagę. Najlepsze są sytuacje kiedy był to ZONK zapewniający minusowe punkty. Salwa śmiechu i złośliwości gwarantowana.
Wystawa
Kiedy zrobiliśmy już te wszystkie wymiany to przechodzimy do układania. To gdzie co położymy zależy od kart punktujących dlatego od razu przejdę do kolejnego segmentu programu.
Podczas wystawy zapunktują nam nasi osobiści wystawcy, których zbieraliśmy. Każdy zacznie z jednym nadrukowanym na swoim planszy więc mamy taką lekką asymetrię. Oprócz tego położymy nasz kupon na 1 z 4 warunków punktujących. Warunków do punktacji jest mnóstwo co znacznie zwiększa regrywalność Znaczkomanii. Możemy punktować za kolor, temat, położenie znaczków, grupy, ułożenie itp. To właśnie podoba mi się w tej grze.
Kolejnym twistem jest to, że jak już położymy nasz kupon na jakieś punktacji to już nie możemy jej wybrać ponownie. Sprawia to, że musimy wiedzieć kiedy z czego powinniśmy skorzystać biorąc pod uwagę, ze mamy 3 kupony. Bo np. kiedy możemy punktować za temat znaczków to może warto to wybrać w ostatniej rundzie gry kiedy trochę nazbieramy tych znaczków.
Finalne show
Później przechodzimy przez te wszystkie fazy jeszcze 2 razy i jesteśmy gotowi na finał. Wtedy porównamy to kto miał więcej wiecznych znaczków oraz dojdzie nam jeszcze punktacja za finalne show. Coś o czym powinniśmy pamiętać na początku rozgrywki. Wcale o tym nie zapominaliśmy. Hmm…
Dziwne flow
Mamy trochę zbierania, mamy twisty oraz mamy wymianę. Przez te wszystkie elementy gra ma trochę takie dziwne flow. Jakbyśmy jechali rollercoasterem. Raz jest powolny wjazd, a później szybko z górki i do kolejny rundy. Nie to, że jakoś mi to przeszkadza, ale chciałem o tym nadmienić. Szczególnie, że rozgrywka potrafi być dość szybka. Prawie jak taki fillerek.
Jakość i komponenty
Ogólnie jest dobrze. Ilustracje na znaczkach są spoko, a same znaczki przechowamy w wygodnym podajniku. Nie ma się do czego przyczepić.
Podsumowanie
Znaczkomania to typowa gra, w której musimy ułożyć coś obok czegoś by za to zapunktować. Jednak wyróżniają ją te ciekawe twisty, które sprawiają, że rozgrywka jest całkiem interesująca. Szczególnie to dzielenie na stosy. Bo wprowadza takie nerwowe oczekiwanie czy ktoś nam nie zabierze czegoś co sobie tak pieczołowicie zdraftowaliśmy. Do tego mamy jeszcze wiele warunków punktujących i nawet ta początkowa asymetria na planszach graczy daje się we znaki.
Choć co do liczby graczy to preferuję ją jako rozgrywka dla co najmniej 3 znaczkomaniaków. Bo wtedy draft oraz wybór stosów jest po prostu ciekawszy i może więcej namieszać w naszych planach. Fajnie jest też to, że Znaczkomania idealnie siadła w naszym klubie gier planszowych.
Ostateczny werdykt: Znacząco fajna gra na lżejsze granie.
Plusy
- Kilka twistów
- Zbieranie znaczków
- Stresująca wymiana
- Wiele warunków do zdobywania punktów
- Wygodny podajnik do znaczków
Minusy
- Kolejna sałatka punktowa
- Rollecoasterowy flow rozgrywki
- Dlaczego słodki Cavalier daje minusowe punkty?
[Współpraca reklamowa z Phalanx]