| |

Cthulhu Death May Die Kampania 4

W mojej kolekcji znajdują się już 4 duże pudełka z Cthulhu Death May Die. Czy to dużo? Ja w to nie wnikam. Ja tu tylko gram. Dlatego zapraszam Was na recenzję dodatku do jednej z moich ulubionych gier.

Emocje sięgają nieba

Kampania 4 oferuje nam 6 różnych przygód. Pierwsza z nich rozgrywa się na lecącym Zeppelinie, w którym staramy się uspokoić bardzo nerwowych pasażerów. Przejście tego scenariusza było bardzo trudne i było dość czasochłonne. Bo ci niesforni pasażerowie latali spanikowani po pokładzie, a my staraliśmy się ich zapędzić do zagrody niczym stado owiec. Kolejna misja przeniosła nas do tajemniczego ogrodu, w którym przesadzamy rośliny i dokopujemy się do prawdy. Ta przygoda wymagała od nas dobrego planowania naszej trasy. Bo musieliśmy podróżować po kilku poziomach szukając właściwego przejścia. Pod względem scenariuszy i różnorodności celów jest naprawdę bardzo dobrze.

Wybuchowa mieszanka

W tym dodatku dostajemy 6 nowych bohaterów. Tak by jeszcze bardziej urozmaicić sobie dostępną pulę badaczy. Moim ulubieńcem był John. Dzięki jego akcji mogłem rozkazać innym graczom do zrobienia czegoś. Idealna postać dla Alfa Playerów… Choć najbardziej wybuchową postacią okazał się Gary. Bo jego dynamitowe zagrywki skutecznie dobijały rannych wrogów.

Mamy też nowe niepoczytalności. Największy ubaw mieliśmy z Zaburzeniem Tożsamości. Zmusza nas to do wybrania 2 różnych niepoczytalności, pomiędzy, którym będziemy się przełączać. Były z tym niezłe jaja. Bo miałem w jednej rozgrywce jeszcze Psychozę Indukowaną, która kazała mi rozpatrzyć niepoczytalność innego Badacza w zasięgu 2 pól. Z tego wszystkiego powstał jeden badacz, ale w kilku osobach.

Pingwiny z Massachusetts

Nowi przeciwnicy z tego dodatku też są bardzo interesujący. Głównie ze względu na ich wygląd. Bo będą straszyć nas Kroczące Cthulhu AT-AT, mordercze pingwiny, Dobby z Harrego Pottera oraz inne dziwnie powykręcane monstra. Czyli taki standard Dieowych gier.

Jednak główne skrzypce gra tu Nyarlathotep. Ten nowy przedwieczny oczywiście oprócz świetnej figurki ma bardzo ciekawe mechaniki. Każdy scenariusz zacznie na planszy w formie humanoidalnej. Jednak kiedy zakończymy rytuał lub kiedy zdecyduje się nas odwiedzić to na planszy wyląduje jego wielka skrzydlata forma. Jest po prostu rewelacyjna i robi wrażenie niczym ostry kebab z salmonellą. Nyarlathotep jako główny boss ma dosłownie wszystko. Teleportuje się, przyzywa nowych wrogów, wznieca ogień i jeszcze leczy się. Pod względem wszystkich Przedwiecznych jest on dość wymagający, ale za to go lubię.

Ma też trochę specjalne miejsce w moim serduszku. Bo razem ze znajomymi rozgrywamy właśnie Zew Cthulhu: Maski Nyarlathotepa. Bardzo rozbudowana kampania RPG, której nie mogę się doczekać finału. Podobno zostały nam tylko 2 sesję do końca.

Plastik w Kampanii 4 jest świetny. Choć Bruno i Anika czyli nasi badacze mają trochę luźne podstawki. Przez co czasami potrafili zgubić swoje buty. Czy wy też tak macie?

Podsumowanie

Co tu dużo pisać. Kampania 4 jest tak samo dobra jak poprzednie. Nadal każdej mojej grze towarzyszyły mega emocje, a Cthulhu kompatybilność wszystkich pudełek sprawia, że i tak będę zbierał wszystko co wychodzi do Cthulhu Death May Die. Bo to jedna z moich ulubionych gier.

Ostateczny werdykt: Dosłownie istne szaleństwo, które wyrywa cię z butów.  

Podobne Posty