|

Too Many Bones

Too Many Bones to gra, w której jest za dużo kości oraz za dużo umierania. Zapraszam Was na w miarę żywą recenzję.

O czym to jest?

W Too Many Bones wcielimy się w takie gnomo-goblinowate stworki z dużymi uszami, które wyruszą na swoją pierwszą fantastyczną przygodę. Na swojej drodze napotkamy licznych przeciwników oraz przeżyjemy(lub nie) wiele ciekawych spotkań. Na samym końcu naszej wędrówki czeka nas walka z bardzo potężnym tyranem, który będzie chciał nam zepsuć dzień czyli kilka godzin spędzonych przy tej turlance.

Najważniejsza rzeczą w tej grze jest walka. Odbywa się ona na stałej arenie składającej się z 16 pól. Na niej będziemy wylewać z siebie siódme poty tak by strategicznie planować nasze ruchy oraz rzucać masą różnych kości. Walka w TMB jest bardzo mocno kościana. Jednak nie martwmy się bo nawet te niekorzystne wyniki możemy do czegoś wykorzystać. W trakcie wędrówki zdobędziemy też nowe umiejętności oraz ulepszymy staty naszego Gearloca. A wszystko po to by rzucać jeszcze większą kupą kości. Tego tu zdecydowanie nie zabraknie.

Jednak przed dalszą częścią recenzję muszę cię ostrzec. Bo Too Many Bones to zdecydowanie nie jest kraj dla casualowych Gearloców.

Sam Plastik

Jakość komponentów w Too Many Bones jest nie z tej ziemi. Dostajemy niesamowite pokerowe chipy, too many kości, pojemniczki, neopranowe maty oraz karty z PVC. Wiesz za co zapłacisz kupując tą grę. Jednak najważniejsze info jest takie, że gra jest praktycznie niezniszczalna i odporna na wodę. Można nawet sprawdzić na YouTubie filmik jak nurkowie pod wodą grają w Too Many Bones otoczeni przez rekiny. Jest też drugi filmik, w którym koleś gra w wannie. Jednak sami musicie zdecydować który śmiałek był bardziej odważny…

Moje stanowisko w sprawie pokerowych chipów jest takie, że mogą być. Nie kręcą mnie i wolałbym by gra miała figurki. Bo mógłbym je pomalować i lepiej by to wyglądało niż przestawianie okrągłych oraz płaskich wież po planszy. Jest to raczej taki bajer, który niepotrzebnie podwyższył cenę tej gry.

Też nie jestem fanem wyglądu naszych Gearloców. Nie wyglądają zbyt epicko, a przy okazji nie przepadam za graniem pokracznymi postaciami z długimi uszami w RPGach.

To co jeszcze jedna walka?

Najlepsza w Too Many Bones jest walka. Bo to nie jest tylko jakieś głupie rzucenie kośćmi. Bo sami musimy zdecydować jakich kości chcemy użyć. Oprócz standardowych bonsów ataku i obrony mamy też kości umiejętności. Liczba kości jaką możemy jednocześnie turlać określi nasza zręczność. Przez to cały czas musimy decydować czy chcemy iść all in wykonując silny atak? Czy może zbunkrujemy się zwiększając naszą obronę? Może rzucimy w końcu ten granat, który tak długo craftowaliśmy? A może porollujemy wszystkim po trochu? Wybór goni wybór.

Oczywiście na naszą decyzję wpłyną liczni przeciwnicy oraz ich umiejętności. Bo niektórzy np. powiedzą, że nie ma takiego bicia i będą mogli otrzymać tylko 1 obrażenie. Nasi przeciwnicy są bardzo różnorodni i każdy z nich wymaga trochę innego podejścia do walki. Bo np. mierząc się z Golemami nie chcemy atakować ich jako pierwsi. Bo przez to stracimy wszystkie kostki ataku i nie będziemy w stanie kontynuować walki. Liczba bossów oraz potworów z jakimi się możemy walczyć jest dość spora. Naprawdę nie będziemy się tutaj nudzić pod tym względem.

Na różnorodność starć wpływają też nasze karty spotkań, które lubią wszystko urozmaicać. Bardzo podobało mi się to wydarzenie, w którym mogłem kontrolować wielkiego złotego golema i bić moich wrogów. Choć później sam zginąłem pod jego ciosami jak straciłem kontrolę nad nim. Ale było fajnie.

Czy jestem Boomerem?

Na to pytanie pewnie odpowiedziałbym twierdząco. Jednak wracając do recenzji to w grze mamy dostępne 4 postacie, a każda z nich jest bardzo mocno asymetryczna. Mamy doktorka, którego ręce leczą albo trują. Mamy Boomerkę, która rzuca świętymi granatami z Wormsów. Mamy Barbarzyńcę, którego szał liczy się po przecinku. Mamy też typowego tanka, który robi shield wall z Vikingów. Każdy bohater ma swoją osobną mechanikę, który wyróżnia go na tle pozostałych. To jest mega świetne. Do tego jeszcze nasze Gearloci możemy rozwijać na kilka sposobów. Choć w większości przypadków idziemy w staty tak by atakować większą liczbą kości oraz życie by nie zginąć od jednego ciosu jakiegoś kobolda.

Jak już wspominałem wcześniej nawet nasze pudła możemy przekształć w coś ciekawego. Bo każdy bohater ma specjalną zdolność bonsów, która pozwala mu magazynować chybienia i odpalać coś ciekawego. Takie rzeczy to ja bardzo lubię.

Moim ulubionym bohaterem jest Tantrum, który powoli buduje swój szał i tylko czeka na odpowiedni moment by z niego skorzystać. Jest to też trochę taki glass cannon bo nie ma on praktycznie obrony ale ma wiele sposobów by się leczyć lub redukować obrażenia. W sumie to każdą postacią grało mi się dobrze ale wszystko to też zależało od tego ilu członków liczyła moja drużyna.

To nie jest kraj dla casualowych Gearloców

Too Many Bones bywa trudne lub bardzo trudne. Na poziom trudności tej gry wpływa kilka czynników i najgorsze jest to, że czasami na wynik walki nie mamy żadnego wpływu. Teraz opiszę wam moją ulubioną sytuację:

Grając solo Tantrumem rzuciłem dość słabo na inicjatywę. Byłem ostatni i przede mną czekały 4 zębate potworki. Podchodzi gryf, rzuca kośćmi i boom 6 obrażeń dla mnie. Jedyne co mogłem zrobić w tym starciu to zebrać moje zwłoki, stracić dzień i przejść od razu do fazy regeneracji.

Chciałbym powiedzieć, że zdarzyło mi się to tylko raz ale niestety było więcej takich „epickich starć”. Ja lubię trudne i wymagające gry. Jednak chce, żeby to ode mnie zależało czy wygram czy przegram. Niestety ta gra nie jest tak skonstruowana i zdecydowanie czeka na nas więcej takich przykrych pogrzebów.

Na poziom trudności tej gry wpływa też liczba graczy biorących udział w grze. Bo wyobraźcie sobie, że jak gramy w 4 długouchych to TMB to taki spacerek po parku w letni przyjemny wieczór. Idziemy przed siebie, bijemy moby i nagle kiedy dochodzi do finału to one shotujemy final bossa w pierwszej rundzie, w której wszedł na matę. I po co było to całe dozbrajanie się i levelowanie? Oczywiście nie zawsze tak nam się uda ale w pełnym składzie ta gra jest naprawdę prosta. Za to rozgrywka w 2 osoby to jest jakaś masakra. Przez pechowy dobór wrogów często w ogóle nie mamy szansy by wygrać jakieś starcia. Gra ma system skalowania siły oraz liczby potworów. Jednak na dwóch graczy to po prostu działa średnio.

Dodam jeszcze, że rozgrywka solo jest całkiem spoko i oprócz 4 graczy tak mi się grało najlepiej. Bo siadałem sobie, walczyłem i nikt nie patrzył jak cofałem ruchy…(taki żarcik jak co)

Nasze przegrane wpływają też na całą kampanię bo powodują taki nieprzyjemny efekt kuli śnieżnej. Bo jeżeli przegram 3 lub 4 starcia pod rząd to już wiem, że nie ma sensu kontynuować naszej przygody. Nie będę w stanie nawet dojść do bossa bo nie zdobyłem odpowiedniej puli punktów…

4×4 = brak napędu

Nasza arena walki też wygląda dość mało epicko. Jest to obszar składający się z 16 pól, na którym co chwilę będą się spawnować wrogowie. Na 1 czy 2 graczy ustawienie na mapie prawie w ogóle nie ma znaczenia. Bo w większości przypadku wrogowie będą nam podchodzić pod nos i będziemy mogli je siekać ile wlezie. Za to rozgrywka w większym gronie jest lepsza bo już nasza pozycja na polu bitwy wpływa na przebieg walki. Bo musimy uważać by nawzajem nie blokować sobie drogi. Możemy też się tak ustawić by chronić ranne postacie lub te walczące na odległość. Wolałbym by gra była bardziej mobilna i ruchliwa. Tak to dostaje dość proste nawalanie płaskich potworów w miejscu.

Minigierka z otwieraniem zamków

Po co to komu? Nie mogę po prostu od razu dostać skarbu? A tak to muszę się bawić w jakieś przerzucanie kości…

Mogę ściągnąć?

Instrukcja w miarę prosty sposób wprowadza nas do tej gry. Choć część informacji jest po niej dość porozrzucanych. Ściągawki ze zdolnościami naszych postaci są świetne ale czasami przydałoby się by niektóre umiejętności dostały szerszy opis. Bo niektóre rzeczy mogliśmy sobie trochę inaczej interpretować. Board Game Geek jak zwykle pomógł w tej sytuacji. Tak samo było z kilkoma kartami spotkań oraz walką z Nomem. Bo czy my od razu na początku walki wchodzimy pojedynczo? Czy może dopiero jak się on pojawi?

Too Many Fights

Too Many Bones jest dość długą grą. We dwójkę całą przygodę możemy zakończyć tak w 2 godziny. Oczywiście jak uda się nam przetrwać. Rozgrywka w 4 graczy to już takie dobre 3 godziny z lekkim hakiem. Wszystko to też oczywiście zależy od wybranego bossa. Raczej jest to takie danie główne połączone z kolacją w ciągu tygodnia.

Podsumowanie

Too Many Bones wyzwala we mnie dwa uczucia:

Z jednej strony wkurza mnie bo często nie miałem wpływu na moją przegraną, a ja wiem, że zmarnowałem kilka godzin z mojego życia.

Choć jak już wygram to wstaje od stołu, strzelam palcami, krzyczę radośnie na cały głos, kot ucieka przerażony, pies sąsiadów ujada, dziecko z mieszkania obok myśli, że zupa była za słona. Tego nie da się opisać słowami. Bo jest to ogromna satysfakcja!

Jednak jest to trochę dla mnie za mało. Walka jest bardzo stateczna, postacie trzeba budować w określony sposób by w ogóle wygrać, a plastikowe wieże chipów w ogóle mnie nie kręcą.

Ostateczny werdykt: Too Many Bones bez Too Many Zachwytów

[Współpraca reklamowa z Portal Games]

Podobne Posty