|

Jak namówić żonę na granie w Warhammera?

Kiedy chodzi o gry planszowe to ustawiam pudełko na stole i czekam aż żona sama zacznie interesować się grą. Zadaje tonę pytań, a ja spokojnie odpowiadam na nie powstrzymując mój entuzjazm. Tak właśnie łapię ją w pułapkę planszową i wiem, że zaraz zaczniemy rozgrywkę.

Natomiast z Warhammerem to już trochę inna bajka. Ona wie jak mocno jaram się rozgrywką w gry figurkowe i czasami(prawie zawsze) byłem tak podekscytowany, że odbierałem jej całą radość z grania. Zawsze też przychodziła na gotowe czyli figurki były złożone i pomalowane więc tak naprawdę miała tylko growy experience .

Dlatego tym razem postanowiłem zastosować trochę inną strategią. Postanowiłem, że całą drogę nauki Kill Teama przebędziemy razem. Wszystko zrobimy wspólnie od A do Z.

Do wprowadzenia do świata Kill Team wykorzystałem zestaw startowy. Nie posiada on pełnych reguł oraz wszystkiego co powinno być dołączone do gry. Jednak sądziłem, że będzie to dobry start dla nas.

Wpierw postanowiliśmy przeczytać wstęp o świecie Warhammera 40K oraz o dostępnych teamach w tym zestawie. Cierpliwie odpowiadałem na wszystkie jej pytania. Np. kim jest ten cały imperator lub dlaczego ci zieloni żołnierze mają świnki na ramionach. Poczułem się tak samo jakbyśmy oglądali Władcę Pierścieni, a ja musiałbym odpowiedzieć czym się różnią Hobbici od Krasnoludów i dlaczego elfy nie zapadają się w śniegu.

Kiedy lore świata mieliśmy już za sobą to przyszła pora na wybranie drużyny dla każdego z nas. Gosia wiedziała jak bardzo chciałem grać Plague Marinsami więc ustąpiła mi i wybrała generycznych niebiesko zbrojnych dudesów. Jej ulubionym kolorem jest niebieski więc to też ją trochę przekonało.

Następnie przeszliśmy do składania plastiku. Dla mnie ten etap jest najlepszy, bo czuję się jakbym składał Lego dla dorosłych. Jest jakaś taka satysfakcja jak plastikowe elementy do siebie idealnie pasują, a ty nie pokleiłeś sobie palców. Całe szczęście, że wszystkie elementy były tutaj push to fit więc nie było takiego zagrożenia.

Na początku chciałem dać zrobić wszystko żonie, ale stwierdziliśmy, że będzie szybciej jak ja będę wypraskowywał, a ona będzie składać. Jednym z powodów do takiego działania był fakt, że ostatnio kupiłem sobie ostry nożyk do pozbywania się wystających części plastiku. Nie chciałem by ktoś (głównie Gosia) zrobił sobie krzywdę.

5 minutes later…

i jedna z figurek została przeze mnie naznaczona przez Khorna. Jednak ofiara nie poszła na marne, bo wiedziałem, że zwiększy to immersję grania chaosem. Żona bez problemu radziła sobie ze składaniem plastikowych elementów i tylko kilka razy poprosiła mnie bym coś tam wcisnął. Szczególnie trudno było z plague casterem, bo trzeba było coś tam poobcinać by wszystko pasowało.

Po całej tej pracy zauważyłem uśmiech na twarzy mojej żony. Powiedziała nawet, że „jest coś takiego relaksującego w składaniu Warhammera”.

Właśnie w tym momencie wiedziałem, że złapałem ją w pułapkę Warhammerową…

Ciąg dalszy w następnym odcinku. Bo przyszła pora na naukę grania.

Podobne Posty