Zombicide Żywi lub Nieumarli
Dziki zachód. Dzicy kowboje i kowbojki. Dzikie zombie.
Zombicide Żywi lub Nieumarli to najdziksza edycja eksterminacji zombie w jaką grałem. A co do tego wszystkiego mają te dziki? Tego dowiemy się z tej recenzji.
Zombicide Żywi lub Nieumarli to radosna eliminacja zombiaków za pomocą kości i tony broni. Ta kowbojska edycja to prawie taki Borderlands tylko, że bez eksplodujących spluw. Choć do naszej dyspozycji mamy też dynamit.
Fabuła
Cała historia odbywa się na dzikim zachodzie w bliżej nieokreślonym miejscu. Podczas rozgrywki będziemy przechodzić kolejne scenariusze starając się realizować różne cele. Misje są bardzo różnorodne i nie sprowadzają się tylko do zrównanie z ziemią całej populacji szarych zombiaków.
Czasami będziemy musieli uratować innych mieszkańców miasta, przeszukać skrzynki, poświęcić strefy namnażania wodą lub wsiąść do pociągu. Każda z tych misji miała coś ciekawego w sobie i widać, że gra ma na siebie pomysł. Przy okazji to nie jest kolejny Zombicide tylko, że z inną skórką.
Jako, że misje mi się podobały to mam jedno ale. Nie jest zimne oraz nie gasi mojego pragnienie. To, że te misje są tak naprawdę niezależne od siebie i nie tworzą jednej wspólnej historii. Grając w Zieloną Hordę to śledziłem fabułę jak rozwijała się i opowiadała o tym jak zbudować mój pierwszy Trebusz. Żywi i Nieumarli to takie side questy niczym nie powiązane ze sobą. W sumie to możemy przechodzić je w dowolnej kolejności.
Nie spoilerując fabuły misji mogę tylko powiedzieć, że pierwszy samouczkowy scenariusz to jest jakaś potworność. Oczywiście w tym złym sensie. Jesteśmy uwięzieni na wąskiej uliczce pomiędzy dwoma budynkami i musimy dojść do dwóch celów. By dostać się do tego najbardziej oddalonego trzeba wyeliminować zombie i przebić się dalej. Nieżywi co chwilę powracają i tak naprawdę musimy mieć szczęście by wbić się w swobodne okno. Nie zniechęcajmy się jednak tym nudnym początkiem. Bo im dalej to tym bardziej dziko.
Szesnastu Wspaniałych
Spokojna, rolnicza, wioska jest terroryzowana przez bandę zombiaków. Mieszkańcy postanowili wynająć szesnastu wspaniałych by poradzili sobie z tym problemem.
Tych szesnastu dzielnych posiada swoje własne zdolności oraz dzieli się na cztery klasy postaci.
Awanturnicy szarżują do walki, rewolwerowcy zalewają zombie gorącym śrutem, miastowi lubią zbierać graty, wierzący potrafią powstrzymać zombie oraz zamieniają wodę na tą bardziej święconą. Każda klasa postaci ma coś fajnego w sobie. Ja na każdy misję biorę przynajmniej jednego wierzącego. Ich zdolność powstrzymania aktywacji zombie jest po prostu wykokszona.
W każdym scenariuszu będziemy sterowali 6 bohaterami i to my ich możemy sobie wybrać. Choć niektóre misje mają też obostrzenia i np. nie pozwalają zabrać jakieś klasy ze sobą. Gra chce byśmy eksperymentowali z różnymi kombinacjami bohaterów. Szanuję to.
Naszych kowbojów będziemy też rozwijać za zabijanie zombiaków. Wtedy zyskamy nowe umiejętności, zwiększy nam się poziom życia lub nawet zyskamy moc jakieś innej klasy. Jednak zwiększy to też poziom trudności oraz spowoduje przybycie większej chmary umarlaków. Czyli Zombisajdowy standard.
Dziś z zombie będzie Bang Ej
Pamiętacie film kowboje kontra kosmici? Ja też nie, ale w sumie to dobrze. W Zombicide Żywi lub Nieumarli nasi dzielni bohaterzy zmierzą się z zombiakami. Ci nieżywi tuptacze dzielą się na 4 rodzaje. Szwendacze wolno włóczą nogami i są takim typowym mięsem armatnim. Biegacze aktywują się dwa razy i potrafią niespodziewanie chapnąć zaskoczonego gracza. By w ogóle przedrzeć się przez tłum zombie musimy wpierw pokonać spaślaków. Zjedli trochę za dużo i swoim cielskiem bronią kolegów po fachu. Do ich pokonania potrzebujemy silniejszej broni więc musimy uważać by nie skończyć na ich talerzu. Ostatnim rodzajem zombie jest Abominacja. Ma gustowny kapelusz, ale niech nas nie zmyli ta elegancja Francja. Trzeba zadać jej 3 obrażenia lub podrzucić mu pod nogi dynamit, które rozwiązuje wszystkie nasz problemy.
Trudno ale
Misje co chwilę zwiększają swój poziom trudności. Od razu można poczuć ten przeskok z łatwego poziomu na średni. Trudniejsze misje bywają też bardzo mocno hardkorowe. Okazuje się, że nie warto zostawiać zakonnicy z tyłu przy Kartaczownicy Gatlinga. Bo biegacze po dociągnięciu dodatkowej aktywacji zmasakrują ją szybciej niż wypowiemy Whoopi Goldberg.
Kiedy pojawia się Abominacja to czuć to zagrożenie na planszy. Nie można praktycznie niczym jej zabić więc latamy jak głupi po pomieszczeniach szukając dynamitu. Taka sama sytuacja ma się kiedy wejdziemy do jakiegoś budynku i pojawią się neutralne strefy namnażania. Bez wody święconej ani rusz. Jest to zdecydowanie trudniejszy Zombicide i pechowe dociągania kart zombie może popsuć nam całą zabawę. Jednak mi to właśnie odpowiada. Lubię ten dreszczyk emocji kiedy stawiam wszystko na jedną kartę, a później okazuję się, że mi się to opłaciło.
Patelnią po jajkach
Do naszej dyspozycji będzie tona broni. Rewolwery, karabiny, maczety, a nawet patelnia do jajek. Sprzęt będzie różnił się obrażeniami, zasięgiem, liczbą kostek jaką będziemy rzucać oraz większą szansą na trafienie. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Do tego jeszcze możemy zdobyć specjalne bronie wykonując jakiś epicki wyczyn np. zabić 10 zombie dynamitem. Wybuchowa rzecz, a cieszy.
Jakby co jeszcze nie skończyłem mojego ekscytującego wywodu. Bo na samym końcu zostawiam Kartaczownice Gatlinga. Szybkostrzelna maszyna zagłady. Im więcej będziemy z niej korzystać w jednej turze to tym więcej pocisków z siebie wyrzuci. Spełnia ona rolę takiego znanego trebusza lub balisty. Powiem Wam, że jak z niej strzelałem to czułem tą moc. Jednak nie ma już takiej sytuacji, że ktoś kampi na niej strzelając gdzie popadnie. Bo mimo iż możemy ją przesuwać to czasami niektóre misję nam to ograniczą. Wszystko zostało tutaj tak zaplanowane byśmy byli cały czas w ruchu.
Trainmaggeddon czyli wsiąść do pociągu
Jest to chyba rzecz, którą najbardziej jaram się grając w Zombicide dziki zachód. W części misji będziemy mogli skorzystać z pociągu, który pozwoli nam rozjeżdżać zombie. Czasami na ten pociąg będziemy musieli szybko wskoczyć by odjechać w bezpieczne miejsce, a w niektórych sytuacjach walka będzie odbywała się bezpośrednio na nim. Jest to integralna część tej gry i za każdym razem uśmiecham się od ucha do ucha widząc ułożone tory na planszy.
Keine Grenzen
Taką dużą pozytywną zmianą do poprzednich części Zombicide jest brak drzwi. Świat stoi dla nas otworem i już nie ma takich sytuacji, że przez kilka tur wkurzamy się bo nie możemy gdzieś wejść. Zamiast tego dostaliśmy sterty zwłok, które po wejściu do pomieszczenia aktywują się spawnując kolejnych zombie. Nie mogło być łatwiej.
Do tego dochodzą jeszcze balkony, które zwiększają nasze pole widzenia. Nie musimy też co chwilę kłaść żetonów hałasu bo od tego mamy naszego jednego bang/boom tokena.
Zombicide Solo
Kampanię przechodziłem w różnym gronie znajomych. Choć większość scenariuszy pokonałem solo. Nie ważne ilu graczy gra zawsze trzeba sterować 6 postaciami. Czasami bywa to trochę mylące szczególnie jak się zapomni kogo się już aktywowało. Dlatego jak gram solo to po użyciu jakiegoś bohatera kładę dynamit w jego kolorze na jego stopach. Proste rozwiązanie, a cieszy. Do grania solo zdecydowanie polecam. Przynajmniej nie trzeba się uczyć jakiś specjalnych zasad po prostu normalnie gram.
Podsumowanie
Zombicide Żywi lub Nieumarli jest szybszy, zwinniejszy, dzikszy i mamy więcej eksplozji. Do tego dołóżmy jeszcze pędzący pociąg, Kartaczownicę Gatlinga i epickie spluwy. Mechanicznie jest to zdecydowanie najlepszy Zombicide w jakiego grałem. W Zombicide najbardziej uwielbiam ten stres kiedy nieumarli zalewają nas falami i nigdzie nie można znaleźć żadnej drogi ucieczki. Wtedy, któryś z graczy wpada na szalony plan po, którym udaje nam się wygrać cały scenariusz. Takich emocji szukam w grach planszowych. Wpadłem niczym dzik w trufle.
Nie zaprzątam sobie myśli leżącymi ciałami
Gdy jestem na ulicy z zimnymi zombiami
Ej
[Współpraca reklamowa z Portal Games]