Primal the Awakening
Ogromne bestie, mnóstwo plastiku oraz wielgachne pudełko, w którym mógłby zamieszkać mój kot. Zapraszam na recenzję Primal the Awakening czyli duża gra, za dużo pieniądze i z dużymi figurkami.
W Primal the Awakening od 1 do 4 graczy zawalczy z wielkimi potworami by zrobić sobie z nich łańcuszki oraz wygodne odzienie. Przygodę możemy prowadzić w formie kampanii, w której będziemy pokonywać coraz to nowsze stwory i odkrywać tajemnicę świata bestii. W trakcie naszej przygody wykujemy nowy oręż, uwarzymy liczne mikstury oraz rozwiniemy naszą talię ataków. Kiedy nie mamy ochotę na dłuższe zobowiązanie to możemy rozegrać pojedyncze starcie z wybranym monstrum w trybie ekspedycji.
Najważniejszą cechą Primal the Awakening jest walka i to na niej się skupię w tej recenzji.
Szybkie obroty czyli combowanie ataków
Primal posiada świetny system walki, który polega na zagrywaniu sekwencji ataków i robieniu wielu małych combosów. Część ataków jest darmowa, a za resztę zapłacimy odrzucając karty z ręki. Na dole każdej karty jest informacja ile da to nam wytrwałości, która będzie walutą do poruszania się i wyprowadzania ataków. Niby jest to proste ale kolejność zagrywania kart lub to co odrzucimy będzie miało ogromne znaczenie.
Bo zagrałem czerwoną kartę, ale wcześniej w mojej sekwencji umieściłem żółtą to dobiorę dodatkową kartę. Później przyprawię to zieloną ale przez to, że odrzuciłem niebieską by za nią zapłacić to walnę coś ekstra. Jest to mega satysfakcjonujące jak wchodzą ci te kombinacje ciosów. Tak jakbym grał w Tekkena i tak naprawdę wiedział co ja tu robię, a nie tylko mashował przyciski na lewo i na prawo. Naszymi kartami możemy też wspierać członków drużyny, a ja dosłownie uwielbiam takie rzeczy w co-opach.
Luźne reakcje
Struktura rundy jest jasno określona przez zasady. Jedna to co się wydarzy w naszej turze i jak zareaguje monstrum zależy głównie od naszych poczynań. Bo bestie nie mają stricte swoje kolejki ale cały czas reagują na nasze ruchy. Potwory mają wyłożone karty na swojej planszetce i jak zrobimy coś specyficznego to odkrywają tą kartę i wprowadzają jej efekt w życie. Najlepsze jest to, że my wiemy co spowoduje reakcję więc możemy sobie zaplanować naszą akcję by tego nie zrobić. Choć przyznam szczerze, że czasami będzie to nieuniknione.
Fajne jest też to, że karty reakcji często rotują co sprawia, że nie możemy grać na pamięć. Szczególnie, że nasz manewr może spowodować odkrycie kilku kart na raz. Przez to czuję się jakby ta plastikowa figurka naprawdę żyła i próbowała mnie zniszczyć. Całą tą walkę urozmaica jeszcze fakt, że potwory posiadają kilka stadiów, które się aktywują po zadaniu odpowiedniej liczby ran. Wtedy zmieniają swoje zachowanie i stają się jeszcze bardziej agresywniejsze.
Skakanie na małej arenie
Co do samego starcia to jest ono po prostu mega emocjonujące i dość ciasne. Bo skaczemy wokół bestii na małej arenie złożonej tylko z 4 pól ale musimy dobrze się ustawić by wyprowadzić cios lub by uniknąć jego ataków. W każdej turze robimy małe kroczki ale nasza pozycja ma ogromne znaczenie. Bo czasami możemy uderzać monstrum tylko od tyłu, a niekiedy musimy przestawić się na bicie z boczku. Podoba mi się to, że cały czas jesteśmy w ruchu i mimo iż arena walki wygląda dość biednie to jest to wymagający jogging.
Na naszą walkę wpływają też elementy terenu. Bo skała pozwala się jednorazowo schować przed zmęczeniem, woda zmniejsza nasze comba, piasek ogranicza ruchy, a bujna roślinność kusi nowymi opcjami. Niestety w podstawowym pudełko są płaskim tokenem i trochę zlewają się z planszą.
Poziom customizacji, że X-Zibit będzie zadowolony
Naszą przygodę zaczniemy z podstawowym żelastwem i talią ataków. Jednak już po pokonaniu pierwszego smoka możemy przejść do craftowania. Po upolowaniu kolejnej bestii zyskamy nowe opcje, dodatkowe ścieżki rozwoju i tak za każdym razem. Czuć ten postęp w grze i jest to mega satysfakcjonujące.
Podoba mi się też jak wiele opcje mamy do wyboru. Bo będziemy mogli wykuć bronie, zbroje, hełmy, rękawice i inne ciekawe rzeczy. Najlepsze jest to, że każdy rodzaj ekwipunku posiada swoją osobną zdolność oraz combi się z innymi przedmiotami oraz naszymi atakami. Przedmioty możemy też ulepszyć do 3 poziomu by jeszcze bardziej zwiększyć ich efektywność.
Tak samo jest z talią ataków postaci. Bo każdy bohater posiada kilka swoich mechanik, które możemy jeszcze bardziej rozwinąć. Na to wszystko dokładamy kartę mistrzostwa, która zwiększa combosy i modyfikuję nasz styl gry. To jest istny raj dla min/maxerów. Czyli coś dla mnie.
Ja na początku stworzyłem berserka z ognistym mieczem, który ranił siebie by bić mocniej. Była to maszynka do zadawania obrażeń i jak najbardziej sprawdzała się dobrze podczas kampanii. Jednak w połowie gry postanowiłem trochę zmienić moje agresywne zachowanie i przeszedłem na combienie się z tanimi atakami. Szybko wypruwałem się z kart by zadawać dodatkowe obrażenia. To właśnie ta swoboda w budowaniu postaci i możliwość dostawania jej w dowolnym momencie do naszych upodobań jest najlepsza w tej grze.
Potwory i spółka
W Primalu możemy zawalczyć z 13 stworami. Każda bestia zachowuje się inaczej i ma swoje mechaniki. Ognisty smok zieje ogniem i sprawia, że trudniej nam zagrywać karty. Elektryczny chrabąszcz przyzywa swoich małych pomocników. Krab łapie nas w swoje szczypce, a jaszczurka ma pancerze, który ciężko przebić. Potwory posiadają 4 poziomy trudności, które jeszcze bardziej modyfikują ich poczynania. Ogólnie jest w czym wybierać i sama podstawka daje dość sporą regrywalność. Choć na pewno pomyślę nad zakupem dodatkowych postaci. Bo 4 to trochę dla mnie za mało.
Skalowanie
My kampanię rozegraliśmy w 2 osoby więc moje wrażenia w tej recenzji dotyczą głównie takiego składu. Razem z żoną grało się nam świetnie i ogólnie jest to jedna z lepszych kampanijnych gier jakie rozegrałem.
Choć kusiłoby mnie na rozegranie kampanii w pełnym składzie. Bo na ostatnim spotkaniu ze znajomymi rozegraliśmy sobie pojedynczą walkę i te wszystkie combosy wchodziły jeszcze lepiej. Głównie przez to, że postacie rozdawały wiele stanów, które wpływały na bestię i pomagały się nam lepiej ustawić do ataku. Jednak wątpię by nasi znajomi chcieliby przejść całą kampanię biorąc pod uwagę, że jest „tyle gier do ogrania”. Mój ulubiony tekst, który pada na każdym naszym spotkaniu.
Rozegrałem też kilka rozgrywek solo gdzie gramy 2 postaciami na raz. Nie było to może jakoś trudne do ogarnięcia ale czasami trzeba było pamiętać o tych wszystkich zdolnościach, które możemy użyć w czyjejś rundzie i o każdym elemencie naszego uzbrojenia. Nie wiem czy jestem gotowy na takie wyzwanie. Wpierw i tak muszę wszystko pomalować. (5 years later…)
Czas gry
Z rozłożeniem gry jedna sesja w zajmuje tak 2 godziny. Oczywiście liczę w tym czas na crafting i dostosowanie kart do talii. Jak na taką grę jest całkiem nieźle. Biorąc pod uwagę, że set up jest dość szybki. Najważniejsze, że występował tu syndrom jeszcze jednej walki. Przez co często biliśmy 2 bossów naraz.
Grafika i komponenty
Czy widzieliście te figurki? Postaram się powstrzymać mój entuzjazm na widok tego fenomenalnego plastiku. Choć głównie mówię tu o tych ogromnych stworach. Bo bohaterowie pod względem detali są tylko ok. W pudełko dostajemy jeszcze ponad 1000 kart, 100 tokenów oraz 30 elementów terenu. Jest tego dużo i dlatego pudełko musiało być takie ogromne. Gdzie to trzymać?
Najważniejsze jednak, że insert został tak zaprojektowany by wszystko przechować i ogólnie jestem z niego zadowolony. Choć chciałbym by miejsce na planszetki bohaterów i potworów było lepiej zabezpieczone. Bo niestety są one dość cienkie i łatwo się gną i przecierają na bokach. Tu jednak oczekiwałbym grubszej i bardziej wytrzymalszej wersji.
Mętlik w głowie
To chwaliłem się, że znam jak działa stos w magicku. To w Primalu bywa czasami tak grubo jak wiele rzeczy potrafi dziać się na raz. Bo niby zagrywamy jedną kartę, a tu nagle wchodzi reakcja potwora, później odpala się zdolność naszej zbroi, przez to, że odrzuciliśmy taki kolor karty to możemy użyć czegoś jeszcze. Dzieję się tu dużo i czasami ciężko to kontrolować. Przez to łatwo coś przeoczyć albo zapomnieć o jakimś triggerze. Po prostu trzeba być czujnym i zaangażowanym. Nie ma możliwości na siedzenie na komórce i pokazywaniu słodkich kotków z Insta. To nie jest żadna aluzja…
Ponad 100 stron instrukcji
Instrukcja do Primal the Awakening jest dość grubą księgą. Taką ponad 100 stronicową. Jednak jest bardzo dobrze napisana. Posiada wiele graficznych przykładów oraz odnośników do poszczególnych umiejętności. Choć i tak ściągnęliśmy sobie kilka pdfów z BGG ze streszczeniem rundy, umiejętnościami terenu oraz przygotowaniem do gry. Po prostu łatwiej się do czegoś odnieść niż cały czas wertować tą knigę. Szczególnie, że wiele rzeczy jest rozsianych po instrukcji.
Podsumowanie
Jak na początku zaczynałem moją przygodę z nowoczesnymi planszówkami to nie wiedziałem jakie gry lubię i praktycznie wszystko było dla mnie mega odkryciem. Pamiętam też, że zarzekałem się, „że nigdy nie kupię żadnej gry ze wspieraczki”.
Dlatego cieszę się, że Primal zmienił moje zdanie i co najważniejsze nie jest wydmuszką pełną plastiku z doklejonym gameplayem. Bo Primal the Awakening kupił mnie fantastycznym systemem zagrywania kart, robieniem setki combosów, craftowaniem ekwipunku, rozwijaniem naszej postaci, wciągającą kampanią, a co najważniejsza radochą z bicia ogromnych monstrów.
Ostateczny werdykt: To jest idealna gra dla mnie.
Plusy
- Fenomenalny system walki
- Combowanie ataków
- Spora customizacja postaci
- Wymagające starcie
- Świetne figurki
- Różnorodne bestie
- Wciągająca kampania
Minusy
- Czasami dzieję się trochę za dużo
- Ja płacę, ja wymagam lepszych planszetek
BONUS:
Finalna w walka w kampanii jest mega kozacka(będzie bez spoilerów). Walczymy z wielkim jaszczurem, który ciśnie w nas dość mocno i jeszcze ma kilka pasków życia. Do tego problem z triggerami rośnie podwójnie. Dawno tak nie napociłem się, zmęczyłem się i jeszcze byłem zadowolony z wygranej. Z żoną razem myśleliśmy o każdym naszym ruchu i o każdej zagranej karcie. Tu nie było miejsca na błędy i pochopne decyzje. Jednak dzięki dobrze obranej strategii zdpsowałem gada. Bo było vulnerable i do domu. Best fight ever.