Boonlake
Postanowiliśmy udać się do malowniczej krainy wschodniego Massachusetts nad jezioro Boon. Każdy wypożyczył swój statek i przygotował się do rejsu na południe. Wpierw jednak trzeba było przygotować kanapki, bo czekała nas długa podróż.
Stary gdzie jest moje jezioro?
Patrząc na mapę w ogóle nie kojarzy mi się ona z jeziorem, a bardziej przypomina rzekę. Oczywiście wiem, że prawdziwe jezioro Boon składa się z 4 akwenów połączonych wąskimi przesmykami, bo wygooglowałem to by się upewnić.
Meepelki, krówki, budynki, kafelki i inne elementy są naprawdę dobrze wykonane. W grze mamy dostępne fenomenalne planszetki gracza, które musimy sami skleić na początku naszej przygody. Posiadają one wgłębienia, w których wszystkie elementy idealnie pasują do siebie. Nasza plansza akcji też posiada zagłębienia, w której zostaje trochę przestrzeni dla naszych niezgrabnych paluchów. Karty są trochę za cienkie jak na mój gust i zdecydowanie polecam je zakoszulkować. Styl graficzny gry jest dosyć specyficzny – wygląda to wszystko trochę jak połączenie Westworld z Tatooine z gwiezdnych wojen.
Łódka Boon
…a raczej statek, bo łódka to mała jednostka pływająca. Kiedy wytłumaczyliśmy sobie małe nieporozumienie to możemy przejść do nieścisłości w grze. Część symboli oraz akcji jakie możemy wykonać w grze jest bardzo niezrozumiała i mało intuicyjna. Niestety, na początku rejsu co chwilę musieliśmy wracać do instrukcji i nie ukrywam, że było to trochę męczące. Przydałoby się, żeby każdy gracz dostał swoją ściągawkę z wyjaśnieniem symboli oraz akcji. Jednak już w kolejnych grach radziliśmy sobie odrobinę lepiej i przebieg tury był nieco szybszy.
Wiatr w żagle
Na początku tury gracz będzie wybierał kafelek akcji i przeprowadzał akcje dostępne na nim od lewej do prawej strony. Inni gracze będą przeprowadzali akcje tylko z prawej połowy kafla. Jest to fajne rozwiązanie, bo praktycznie nigdy się nie nudzimy. Będziemy zagrywać nowe karty, hodować bydło, dodawać nowe tereny, wystawiać meeple, budować budynki itp. Kafelków jest łącznie 9, więc każdy znajdzie coś, co chce zrobić w swojej turze. Jednak to, skąd weźmiemy kafelek, ma ogromne znacznie. Akcje z górnej części pozwalają się poruszyć dalej naszym statkiem, a z kolei te na samym dole zabierają nam punkty. Gra w ten sposób niejako premiuje akcje, które nie były za często wybierane dzięki czemu stają się bardziej atrakcyjne dla gracza. Jednak czasami opłaca się wziąć te, za które odejmiemy kilka punktów, by dostać spory bonus na początku gry. Po wykonaniu wszystkich akcji, poruszamy nasz statek o liczbę pól zgodną z poziomem, z którego wybraliśmy kafelek akcji.
Nasz statek nie może się zatrzymać na polu z innym statkiem gracza, chyba, że jest to pole przystani. Po zacumowaniu statku dostajemy nagrodę z pola, gdzie skończyliśmy ruch, po czym wybrany kafelek kładziemy na spodzie planszy akcji i przesuwamy resztę w górę tak, by zapełnić powstałą w ten sposób lukę.
Karty w grze
Karty w grze dzielą się na 3 rodzaje. Takie, które mają błyskawiczny efekt, zapewniające zdolność pasywną oraz punktujące na koniec gry. Są one naszym motorem napędowym i powinniśmy jak najszybciej zainwestować w te, które dają zniżkę oraz zapewniają bonusy w przypadku przeprowadzania niektórych akcji. Często zapewniają też synergię pomiędzy akcjami jakie będziemy chcieli wykonywać. Moimi ulubionymi kartami są takie, które dają pieniądze w momenciem, gdy zawitam do przystani. Często zapewniały mi niezły zastrzyk gotówki. Ważne są też karty, które podwyższają nasz dochód, który otrzymujemy w każdej punktacji cząstkowej.
By zagrać kartę potrzebujemy pieniędzy, zasobów, a czasami waz. Wazy są rzadkim zasobem i z reguły dostajemy je z kart lub cumując w przystani. A jak zdobywamy zasoby?
Piękne widoki, natura i Fabryki…
Pominę ten fakt, że tematycznie fabryki tutaj nie pasują, ale jest to gra euro, więc w jakiś trzeba zdobywać surowce. Zasobów nie musimy wydawać, bo byłoby to trochę męczące w związku z tym, że co chwilę zagrywamy karty. W Boonlake zastosowano kolejny genialny mechanizm. Na naszej planszetce gracza będziemy budować fabryki, której będą od razu dawały surowce, a resztę dostaniemy z naszych łódek w zależności od tego gdzie aktualnie się znajdują. Na początku gry umieszczamy nasze 2 łódki na polu z drewnem co oznacza, że będziemy mogli kupować karty, które wymagają dwa drewna. Później będziemy mogli przemieszczać nasze łódki by produkować inne wymagane zasoby. Przesunięcie ich w prawo jest darmowe, ale cofnięcie w lewo kosztuje 2 monety. Sprawia to, że musimy dokładnie zaplanować w jakiej kolejności zagrać karty. Najlepiej też je pogrupować według rodzajów wymaganego zasobu, byśmy nie musieli tracić pieniędzy na powroty.
Fabryki dają nam surowce cały czas i nie musimy mieć na tym polu łódki. Każda fabryka może być rozwinięta do maksymalnie drugiego poziomu i polecam zrobić to jak najszybciej.
Ciąg za wajchę Brodaty
Dźwignie zapewniają nam pieniądze, obniżkę wymaganej liczby surowców oraz pozwalają użyć innych dodatkowych akcji. Raz wykorzystaną dźwignię zsuwamy na dół i żeby ponownie jej użyć musimy poczekać na restart z punktacji cząstkowej. Zapewniają nam również kolejne synergie pomiędzy naszymi akcjami, a po uzbieraniu odpowiedniej liczby dodają jeszcze punkty na koniec gry. W każdej mojej grze korzystałem z dźwigni i polecam kupić tę w dolnym lewym rogu – pozwala ona obniżyć koszt jednego surowca z karty (wielokrotnie mi się już przydała).
Carcassonne i eksploracja
Nasza mapa składa się z 4 różnych rodzajów terenu. Gdy będziemy wykonywali akcję eksploracji będziemy dokładali nowe kafle terenu. Mogą to być tereny dla naszych meepli oraz budynków lub pastwiska dla naszego bydła. Jeżeli mamy dołożyć kafel terenu i zasłonimy jakieś pole to dostajemy natychmiastowy benefit. Na planszy znajdują się także pola fabryk, a ich zakrycie zapewni rozwój naszej fabryki. Warto na początku gry wybrać akcję eksploracji kilka razy z rzędu (nawet kiedy dałoby to nam minusowe punkty).
Dajesz Byczku
Niestety, ale w grze występuje dość spory paraliż decyzyjny. Każdy z nas chce sobie poradzić jak najlepiej i zdobyć jak największą liczbę punktów. Dlatego zależy nam na optymalizacji naszych ruchów. Część akcji możemy przeprowadzać jednocześnie bez konieczności oczekiwania na innych graczy, z resztą musimy czekać na aktywnego gracza. Miało to za zadanie zminimalizować downtime i po części się to udało. Jednak nawet jeden prawdziwy zamulacz potrafi zastopować wszystkie statki niczym Ever Given w Kanale Sueskim.
Kręcimy się w kółku
Gra będzie trwała tylko 2 rundy i możemy sobie pomyśleć, że to szybko. Jednak tak naprawdę każda runda składa się z dwóch punktacji cząstkowych. Ta punktacja następuje w momencie, gdy choć jeden ze statków przekroczy jedną z czterech śluz. Wtedy będziemy mogli zagrać karty, pobrać dochód, zdobyć punkty zwycięstwa, podnieść dźwignię. Po przeprowadzeniu drugiej częściowej punktacji, wszystkie statki wracają na początek gry i płyniemy znowu tym razem już ku finałowi. Rozpoczyna to tak zwaną rundę drugą, ale nie martwmy się, bo jest ona zdecydowanie szybsza. Wszystkie pola na mapie raczej są już zabudowane i podczas tego ostatniego rejsu będziemy starali się zdobyć jak najwięcej punktów na koniec gry.
Nasze pierwsze rozgrywki w pełnym składzie trwały 4 godziny, a w dwójkę z żoną graliśmy około 2 godzin. W Boonlake gra się dobrze bez względu na liczbę graczy przy stole. Wszystko po prostu sprowadza się do tego ile czasu mamy na rozgrywkę oraz do tego jak szybko chcą płynąć nasi gracze. Bo im dalej płyniemy tym lepsze nagrody dostajemy, ale gra szybciej się kończy. Nastawmy się raczej na długą, ale bardzo przyjemną rozgrywkę.
Dajesz jeszcze raz
Gra jest bardzo regrywalna, dzięki różnym kafelkom celów i kartą na jakie natrafimy. Za każdym razem kiedy grałem inaczej punktowałem i inaczej rozwijałem moje tereny. Wylosowane kafelki specjalnych projektów jeszcze bardziej urozmaicały smak naszej sałatki punktowej, ponieważ zmuszały nas do podejmowania pewnych akcji by nie dostać punktów minusowych. Wiem, że zdecydowanie będę chciał w to grać i odkrywać nowe strategie rozwoju choć sądzę, że taktyka zdobądź jak najwięcej fabryk na początku gry działa najlepiej.
Do brzegu Brodaty czyli… podsumowanie
Początek podróży był naprawdę ciężki, ale im dalej płynęliśmy tym bardziej w podnieceniu liczyliśmy kolejne punkty i synergie pomiędzy naszymi zagraniami. Otrzymujemy tu kawał naprawdę dobrego, solidnego euraska, który będzie wymagał od nas pełnego skupienia na planszy. Nie raz doświadczymy przegrzewania się naszych zwojów mózgowych, a po nocach będzie się śniło biegające bydło i pływające statki. Zadziwiająco jak na grę euro występuje też interakcja pomiędzy graczami. Nie tylko w postaci wybierania kafelka akcji, ale także w postaci budowania naszych elementów na planszy. Mimo iż nasz statek jest tak naprawdę małym dodatkiem do zdobywania surowców i określania końca gry to pływanie nim po jeziorze sprawiało mi największą frajdę. Jesteśmy gotowi na kolejną rundkę wokół jeziorka, tylko najpierw poczekajmy… aż jeden z graczy zakończy poprzednią rozgrywkę.
[Współpraca reklamowa z Larcerta]