Star Wars Wojny Klonów
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce był tylko jeden Pandemic. Teraz mamy ich już 18. Czy była nam potrzebna kolejna wersja usuwania kosteczek?
Zapraszam was recenzję gry Wojny Klonów Pandemica
Przebudzenie blaszaków
Tym razem zamiast usuwania kosteczek będziemy pozbywać się namolnych blaszanych rogerów. Będą oni naszym głównym zagrożeniem. Jeżeli mamy dołożyć czwartego na planecie to wtedy pojawi się tam blokada. Jest delikatnie silniejszą wersją tego małego blaszaka, bo potrafi blokować misje na planetach. Znów naszym zadaniem będzie wypełnianie różnych misji tak, aby móc wykonać jeszcze jedną, w której zmierzymy się z potężnym Sithem.
W turze gracza będziemy mogli wykonać 4 akcje. Lot, wezwanie posiłków, atak oraz podjęcie misji. Akcje możemy powtarzać więc nic nie stoi na przeszkodzie byśmy mogli dolecieć w 12 parseków na Kessel niczym Sokół Millenium.
Nowa walka
Do ataku oraz misji będziemy używać kart posiłków. Będzie to wymagało od nas obracania ich w prawą stronę by zaznaczyć, że zostały wyczerpane. Wykorzystałbym inne słowo, ale ono jest zarezerwowane przez pewną magiczną karciankę. Do tego dołożymy jeszcze rzut kostką, przy którym będziemy liczyli na same sukcesy.
W walce liczba sukcesów określa obrażenia jakie zadamy innym jednostkom. Każdy droid ma tylko jeden punkt życia, blokada 2, a Sithowie… to zależy od tego z kim walczymy. Jeżeli podczas ataku jakiś wróg przeżył to wykona kontratak w naszą stronę. Zadane nam obrażenia będą wymagały odrzucenia odpowiedniej liczby kart posiłków. Jeżeli nie mamy ich to nic się nie dzieje. Szkoda, że młodzi padawanie nie mieli takiej mocy kiedy Anakin postanowił się nimi zająć.
Widmo misji
Misje działają na podobnej zasadzie co walka. Będą wymagały od nas by stać na odpowiedniej planecie i znów liczy na sukcesy. Jednak tutaj jest trochę większe urozmaicenie, bo czasami będziemy musieli mieć odpowiedni rodzaj kart, niektóre z nich wprowadzą jakieś dodatkowe zasady, a część z nich będziemy musieli wykonać sami.
Zarówno w ataku i w misjach mogą nam pomagać inni gracze. Oczywiście jeżeli znajdują się na tej samej planecie co my. Bardzo podoba mi się kooperacja w Wojnach Klonów. Wymaga od nas planowania naszych ruchów oraz ustalanie wspólnych zagrań. Choć powiedzmy sobie szczerze, że gra do trudnych nie należy. Czuję, że mógłbym praktycznie grać na autopilocie i tylko jakiś pechowy dobór kart zagrożeń mógłby zakłócić równowagę w mocy. Na początku rozgrywki wybierzemy liczbę misji jaką musimy wykonać by móc zawalczyć z bossem. Niby ma to zwiększyć poziom trudności, ale tak naprawdę tylko wydłuża nasz czas rozgrywki. Choć i tak moim zdaniem jest dość szybka.
Liczba graczy też wpłynie na długość naszej sagi. W Wojnach Klonów może brać udział do 5 Jedi. Im jest nas więcej tym gra staje się jeszcze łatwiejsza.
7 wspaniałych
Gracze będą grali jako rycerze Jedi. Możemy wcielić się m.in. w Yode, Obi Wana i Anakina. Łącznie mamy 7 postaci do wyboru. Każda z nich posiada swoją własną zdolność, która nie wlicza się do limitu akcji. Potrafią one fajnie modyfikować nasze możliwości oraz pomagają nam w osiągnięciu naszego celu. Są też bardzo różnorodne. Taki Mace Windu potrafi ściągnąć droidy na swoją planetę. Dzięki temu będzie mniejsza szansa, że blaszany wirus rozprzestrzeni się w galaktyce. Musimy tylko pamiętać by nie stał przy otwartym oknie. Moc Yody pozwala przenieść innego Jedi o 2 planety. Czyli możemy się odpowiednio przemieścić by było nam łatwiej spełniać nasze misje.
Zawsze jest ich dwóch, a nawet czterech
W Wojnach Klonów możemy się zmierzyć z 4 różnymi Sithami. Mają oni swoją specyficzną mechanikę oraz karty. Po ruchu każdego z graczy będziemy dobierać jedną kartę Sitha i wprowadzać jej efekt w życie. Generał Grievous lubi być ulotny dokładnie tak jak w filmach. Maul liczy na swoją siłę. Asajj Ventress preferuje stać na planetach z naszym misjami. Hrabia Dooku zabierze ze sobą kilku sprzymierzeńców. Każdy wojownik ciemnej strony mocy daje nam bardzo fajne urozmaicenie. Coś czego brakowało mi w wersji Warcraftowej.
Mało epicki pojedynek
Cała rozgrywka moim zdaniem jest bardzo szybka, wciągająca, ale jednak nadal jestem zawiedziony jej finałem. Bo znowu wszystko sprowadza się do wykonania ostatecznej misji lub posiadania specyficznych kart podczas walki. Szczególnie jest to widoczne w pojedynku z Asajj Ventress, która jest raczej takim samouczkiem dla nas. Za to Hrabia Dooku zapewnia coś interesującego i chętnie zmierzę się z nim ponownie gdy rozmasuje swoje nadwyrężone nadgarstki od walki mieczem świetlnym.
Roger, roger
Od razu zacznę z grubej rury czyli od figurek. Są bardzo dobrze wykonane i posiadają też sporo detali. W pudełku dostajemy insert, który bezpiecznie je przechowuje. Nawet te małe droidy są super, bo delikatnie się różnią od siebie. Pod względem wykonania Star Wars Wojny Klonów są fenomenalne. Pudełko jest bardzo grube, mapa klimatyczna, a karty mają świetne ilustracje. Kiedy po raz pierwszy rozłożyłem grę na stole to od razu poczułem, że liczba midichlorianów wzrosła w mym organizmie.
Upadek klonów
Nie oszukujmy się jednak. To prawie dokładnie ten sam Pandemic tylko, że z bardziej gwiezdną skórką. Dostajemy delikatną modyfikację w postaci wyczerpywanych kart oraz 4 różnych Sithów z innym stylem rozgrywki. Jednak czy to oznacza, że źle się bawiłem? Otóż nie. Grało mi się świetnie i chętnie ponownie stoczę walkę o równowagę mocy. Wojny Klonów to taki lajtowy coop, która sprawdza się idealnie na luźne wieczory w każdym towarzystwie. Zagrać sam musisz by moc poczuć tą hmmmmm…
[Współpraca reklamowa z Rebel.pl]