|

Warhammer Underworlds Emberwatch vs Skittershank’s Clawpack

Kontynuując naszą Warhammerową przygodę wracamy do starego…

Przynajmniej to ja wracam do mojej starej ulubionej bandy. Bo tym razem zmierzyli się szczurzy asasyni ze złotymi rycerzami.

Emberwatch vs Skittershank’s Clawpack

Emberwatchy nie będę opisywał za każdym razem, bo to ich żona sobie obrała jaką główną bandę. Stwierdziła, że musi się nauczyć grać nimi porządnie. Tym razem jednak zmieniliśmy jej deck i dostała Blazing Assault do pilotowania. Jest to bardziej agresywna talia, która polega głównie na atakowaniu swojego rywala. Moim zdaniem doskonale pasowała do tych stormcastowych wojowników.

Skittershank’s Clawpack to takie szczurze ninjago, którego głównym celem było zabicie wrogiego lidera. Bardzo podobało mi się to, że mieli tylko jedno w głowie i nie było to spaczenia 5 gram. Obecnie nie posiadają swojego personalnego warscrolla i musiałem zadowolić się uniwersalnym Grand Alliance Chaos: Slayers. Nazwa nie miała nic wspólnego z Liną Inverse, ale dzięki temu zwojowi oni też mogli zrobić niezłą rozróbę. Przy okazji ci assassins squeak są bardzo szybcy i mają nawet spore accuracy. Ja grałem z deckiem countdown to cataclysm, bo liczyłem, że moi miłośnicy sera szybko padną…

Pierwsza runda zaczęła się dość agresywnie. Gosia przepuściła szarżę na moje tereny i skutecznie ciupała mnie strzałami z daleka. Ja pierwszą rundę poświęciłem na pozycjonowanie moich asasynów. Przy okazji też nie miałem zbytnio szczęścia w rzutach.

W drugiej rundzie wykorzystałem ustawienie moich splinterów i przeszedłem do pazurzastej ofensywy. Wpierw zająłem się kusznikiem żony, a ona wyczyściła moje małe minionki. W punktacji dosłownie przebijaliśmy się punkt za punktem scorując kolejne cele.

Za to finałowa runda była moja. Szczęśliwe rzuty pozwoliły mi zgnieść złotych rycerzy. Blacha była mocno bita. Do tego na koniec rundy zdobyłem wszystkie moje objectivy i wygrałem 17 do 12.

Kto powiedział, że nie można nauczyć starego szczura nowych sztuczek? 

Podobne Posty