Huang

Huang to taka gra, w której jednym kafelkiem możemy zniszczyć królestwa i czyjeś marzenia. Zapraszam do recenzji tej jakże abstrakcyjnej wojny.

Nasza pierwsza rozgrywka w Huang wyglądała tak:

Spokojnie układaliśmy sobie nasze kafelki i zdobywaliśmy punkty. Później ktoś zbudował pagodę i tak powoli toczyło się życie na chińskiej prowincji. Choć nasza sielanka nie trwała zbyt długo. Bo musiała się znaleźć taka osoba, która wszystko zniszczyła. Oczywiście byłem to ja. Muahahahahaha!

Szybko pokazałem żonie o co tak naprawdę chodzi w Huang. Wpierw usunąłem jeden kafelek z jej pagody niszcząc stały dopływ punktów(jeszcze miała ochotę na dalszą grę). Później złączyłem nasze królestwa jednym kafelkiem i doprowadziłem do wojny przejmując jej tereny. Wtem Gosia zrozumiała jaki jest sens tej gry.

Bo Huang to sztuka wojna skryta za takim prostym układaniem kafli. To nie jest taka miła przyjemna gra gdzie chodzą sobie zwierzątka po planszy i zbierają szyszunię. To brutalna gra, w której może być tylko jeden zwycięzca. Ten, który nagromadził jak najwięcej punktów… tzn. jak najwięcej tam gdzie ma ich jak najmniej… za chwilę zrozumiecie o co chodzi.

Za co lubię Huang:

Gra ma proste zasady i proste akcje. Naprawdę dokładasz kafel i to tyle. No dobra, lekko skłamałem. Bo czasami dołożenie kafla powoduję jakaś lawinę interakcji, a przy tym musimy pamiętać o kilku mikro zasadach. Jednak już po pierwszej rozgrywce będziemy wiedzieć o co chodzi. Z reguły nauczymy się dość szybko po kilku błędach.

Huang jest bardzo strategiczny. Niby to tylko układanie kafli ale to gdzie i jakiego koloru postawimy ma ogromne znaczenie. Bo oprócz zdobywania punktów możemy też wzmacniać siłę naszego królestwa. Możemy budować pagody, a co najważniejsze doprowadzać do licznych konfliktów. Stawianie oraz przestawianie naszych liderów też ma znaczenie. Bo niektórych będziemy musieli umieścić strategicznie na planszy by zyskać kilka punktów, a część z nich będziemy chcieli mieć przy sobie by wykorzystać ich do licznych niecnych celów. Z reguły do mojego ulubionego usuwania kafli.

Wojna w Huang ma dwa oblicza. Kiedy dołożymy lidera w tym samym kolorze co przeciwnik w tym królestwie to następuje powstanie. Liczą się wtedy żółte kafelki wokół konfliktujących liderów oraz te, które dołożymy za zasłonki. Na taką walkę można się przygotować zbierając żółte kafle lub strategicznie otaczając dowódców w żółty kolor.

Kolejnym rodzajem konfliktu jest wojna. Wtedy to dopiero zaczyna się jatka. Bo najlepsze jest to, że każdy może ją zacząć i każdy może w niej uczestniczyć. Nawet nie posiadając tam swoich wojsk. Wtedy zachodzą różne układy, pakty i umowy. Najważniejsze jest to, że wszystko nie jest wiążące i zgadzamy się na te propozycje na własną odpowiedzialność.

Niby to dwa różne rodzaje rozwiązywania spraw ale każdy dobrze działa i prowadzi do wielu interesujących ciekawych taktycznych zagrań.

Co do liczby graczy to Huang dobrze skaluje. Choć wolę go jako rozgrywkę czteroosobową. Jest wtedy więcej takich ciekawych interakcji bo zagrożenie może przyjść z wielu stron. Szczególnie od osób, które myślałeś, że są bliskie twojemu sercu.

Jak już zagramy kilka rozgrywek to możemy spróbować ogarnąć dwa dodatkowe moduły. W 18 królestwach ciężko zdobywać niebieskie oraz żółte punkty. By to zrobić musimy łączyć te królestwa i zdobywać z nich spichlerze. Rozgrywka wtedy przypomina trochę taki wyścig kto zrobi to szybciej. Wariant z bandytami zapewnia dodatkowe czerwone punkty i trochę niszczy nasze królestwa. Z tych 2 modułów zdecydowanie polecam 18 królestw bo jest po prostu ciekawszy i gramy go na drugiej stronie planszy. Czyli jest jakieś lekkie urozmaicenie.

Na sam koniec zostawiłem moje ulubione zaskoczenie. Następuje ono wtedy kiedy już podnosimy nasze parawany i sprawdzamy kto ile ma punktów. Najlepsze jednak z tym jest, że zapunktujemy tylko za ten kolor gdzie mamy tych punktów najmniej. Jest to zasada o której musiałem często przypominać moim przeciwnikom. Przez takie rozwiązanie gra zmusza nas do prowadzenie różnorodnej rozgrywki, a nie tylko bunkrowanie się na stałych pozycjach. Nie możemy grać cały czas tak samo tylko musimy reagować na to co dzieje się na polu bitwy.

Pora na kilka minusów

Insert do Huang to jakaś tragedia. To już nie chodzi o to jak jest zaprojektowany. Bo tak naprawdę głównym winowajcą jest cienkie pudełko przez, które ciężko zmieścić wszystkie elementy w środku. By udał się ten wyczyn musimy wyrzucić insert i po prostu o nim zapomnieć. Przygotujmy też kilka woreczków strunowych by jakoś załagodzić tą sytuację.

Kolejnym minusem Huang jest to, że większość zwierząt występujących w grze jest zbyt podobnych do siebie. Mają takie podłużne mordki i czasami nie wiadomo czy to jakiś królik, łania czy może szczur. Prowadziło to do wielu pomyłek bo często ktoś przestawiał naszego lidera i myślał, że zrobił dobre zagranie.

Rozgrywka potrafi się trochę dłużyć. Szczególnie na dwie osoby. Dlatego wtedy korzystaliśmy z opcjonalnego wariantu i usuwaliśmy te 24 kafle by przyspieszyć czas gry. Wtedy czułem, że ta godzinka była dobrze spędzona.

Podsumowanie

Rozgrywka w Huang angażowała mnie już od samego początku. To znaczy od pierwszej negatywnej interakcji. Często tak bywało, że jak ktoś już zaczął robić coś złego to nasze złośliwe zagrania trwały aż do samego końca. Choć najlepsze jest to, że Huang oferował mi za każdym razem inne doświadczenia. Wszystko to zależało od moich graczy i ich sposobu gry. Bo niektórzy grali tylko pokojowo, ktoś dla zabawy usuwał żółte kafle by zepsuć grę, a czasami natrafiałem na zdolnych generałów, którzy wiedzieli jak popsuć moje plany. Wtedy grało mi się najlepiej bo lubię takie taktyczne wyzwania.

Ostateczny werdykt: Stary żółty tygrys ale jary

Plusy

  • Negatywna interakcja
  • Taktycznie zagrywki
  • Dobrze skaluje
  • Angażuje od pierwszego usunięcia kafla
  • Zaskakujące liczenie punktów

Minusy

  • Tragiczny insert(pudełko)
  • Zbyt podobne mordki zwierząt
  • Czasami się trochę dłuży

[Współpraca reklamowa z Phalanx]

Podobne Posty