Valheim Gra Planszowa
Ile rzeczy można scraftować w Valheim?
Valheim to kooperacyjna gra, w której wikingowie walczą z mitycznymi bestiami oraz innymi przeciwnościami losu po to by zdobyć względy Odyna. Jest to gra z serii tych gier gdzie trzeba craftować, explorować, wydobywać coraz to lepsze surowce tak byśmy mogli rozbudować nasz dom oraz wykuć mocniejszy ekwipunek. Na STEAMowych wyprzedażach można znaleźć dziesiątki takich gierek. Jednak na planszy zdarza się to dość rzadko.
Dlatego z radością naostrzyłem mój topór i ruszyłem na polowanie na małe Valheimowanie

Tutorial
Przed przystąpieniem do rozgrywki będzie czekał na nas tutorial, który wprowadzi nas w meandry gry. Ten samouczek został podany w formie talii kart, w które będziemy odsłaniać nową kartę i czytać co powinniśmy zrobić dalej. Zasymuluje on pewne sytuację i pokaże nam jak powinniśmy postępować w trakcie rozwiązywania problemów głodu, walki, eksploracji oraz craftowania. Ta forma nauki okazała się świetnym wprowadzeniem do świata Valheim.

Przygoda czeka
Po nauce zasad przyszła pora na wybranie naszej przygody. Mamy 14 różnych scenariuszy do przeżycia, a każdy z nich zapewnia nam inne cele do spełnienia, innych bossów do pokonania oraz delikatnie zmienia warunki rozgrywki.

Wszystkie scenariusze są niezależne od siebie, ale jeżeli byśmy chcieli rozegrać pełnoprawną kampanię to jak najbardziej mamy taką możliwość. Gramy wtedy 4 scenariusze każdy z różnym Opuszczonym Bossem. Część rzeczy będziemy mogli przenieść pomiędzy poszczególnymi przygodami, a nawet zyskamy możliwość korzystania z mocy tych potężnych kreatur, które pokonaliśmy wcześniej.
Scraftuj bohatera
To kiedy wybierzemy już formę rozgrywki to pora przejść do craftowania naszego bohatera. Wybieramy sobie najładniejszą figurkę, nasz ulubiony kolor oraz 3 umiejętności, które nadadzą czegoś takiego wyjątkowego naszej postaci. Niestety część z tych zdolności jest po prostu słaba. Dlatego często wybieraliśmy sobie coś co nas interesowało. Przecież nie będziemy się męczyć podczas grania i używali umiejętności, która w ogóle się nam nie przyda.

Schemat rozgrywki
Ustawiamy się w domu i jesteśmy gotowi na podbój tego Wikingowego świata.
Każdy gracz w ciągu swojej tury będzie mógł wykonać 3 akcje. Na początku mamy dostępne te podstawowe akcje, które zapewnią nam ruch, ograniczone craftowanie, gotowanie itp. Jednak im dłużej będziemy grać i rozwijać nasze domostwo tym więcej będziemy mogli zrobić w swojej turze.

Na początku to warto explorować tereny wokół naszego domu. Tam będziemy mogli znaleźć potrzebne zasoby do rozwoju, skrzynki ze skarbami i często też wrogów do pokonania.
Jak już wejdziemy na kafelek z przeciwnikiem to rozpocznie się festiwal rzutów kośćmi. Ta zabawa polega na tym, że jednocześnie rzucamy kośćmi wrogów oraz naszymi. Jednocześnie też zadajemy sobie obrażenia i bronimy się przed ciosami. Wszystko w takim stacjonarnym tańcu, w której ruszają się tylko nasze nadgarstki. Do walki będą mogli też dołączyć nasi kompanii, którzy będą mogli pomóc nam w zgładzeniu tych silniejszych bestii. Dla mnie jest to rewelacyjna opcja i uwielbiam takie rzeczy w kooperacjach.

Z tymi początkowymi potworami poradzimy sobie z podstawowym ekwipunkiem. Jednak fajnie by było mieć coś lepszego tak by za bardzo nie trudzić się w walce i nie ryzykować drastycznym spadkiem naszego poziomu zdrowia.
W pierwszym craftowaniu warto się skupić na narzędziach, które zwiększą nasze możliwości zbierania, ale też będą odrobinę silniejsze od naszych gołych pięści.
Później będzie trzeba wykuć coś co zapewni nam więcej kości do rzutów i fajnie by zapewniało jeszcze jakąś specjalną zdolność. Jest w czym wybierać pod tym względem.

Kiedy poczujemy się odrobinę odważniejsi to będziemy mogli ruszyć na dalsze terytoria by zebrać lepsze zasoby. Chociaż musimy się liczyć z tym, że spotkamy tam bardziej wymagających adwersarzy. Wtedy będziemy potrzebowali mocniejszych broni oraz fajnie by było mieć ze sobą chociaż jakiś pancerze tak byśmy za szybko nie musieli wracać do domu z podkuloną brodą.
Nie ma to jak w domu
Jak już mówimy o domku to tam będziemy simsować nowe rzeczy. Gracze zbierający zasoby będą przesyłać je pocztą gołębiową bezpośrednio do domu do wspólnej puli, z której każdy będzie mógł skorzystać. W końcu to gra kooperacyjna i przecież nikt nie zagarnie ich dla siebie…

Oprócz craftowania zbroi oraz nowych oręży będziemy mogli też zbudować sobie meble prosto z VALHEIMKEA. To nowe wyposażenie domu zapewni nam nowe akcje oraz sprawi, że odpoczynek w naszych 4 ścianach stanie się przyjemniejszy.
Błogi relaks w naszej chałupie umilą nam też smaczne posiłki, które pozwolą zregenerować nasze zdrowie oraz wytrzymałość. Menu jest dość ograniczone, ale wszystkie dania wyglądają dość smacznie. Jakby co nie są to tylko klopsiki oraz tanie parówki.

Tak będzie wyglądała loopka naszej rozgrywki. Exploruj, zbierz, scraftuj, pokonaj wrogów i powtórz robiąc dokładnie to samo biorąc pod uwagę trudniejsze wyzwania nowych terenów.
Jak już mówimy o wyzwaniach to pod koniec tury każdego gracza dobierzemy kartę wydarzenia. Z reguły jest to coś złego dla nas. Mogą nas najechać wrogowie, pogoda może się zepsuć, a nawet są takie wydarzenia, które zabronią nam gotowania. A wiadomo, że głodny wiking to zły wiking. Wiem to biorąc pod uwagę własne życiowe doświadczenia.
Kulminacja rozgrywki
Kiedy już uda nam się spełnić cele scenariusza to z reguły będzie czekało na nas finałowe starcie z jednym z dostępnych bossów. Ci arcywrogowie zaproszą nas na walkę na unikatowej arenie gdzie zademonstrują swoje specjalne „ruchy”.

Świąteczny jeleń zaszarżuje na nas i będzie starał się nadziać nas nas na swoje metalowe rogi. Drzewiec oplecie nas swoimi pnączami. Wysłannik Nurgla zatruje nam życie i ograniczy skuteczność ognistych broni. Smok Zimowej Nocy zmrozi nas swoim oddechem i zaprosi nas do dziwnego tańca.

Tutaj też pojawił się pierwszy i to dość poważny zgrzyt, który spotkał mnie podczas mojej Valhaimowej przygody. To ostateczne starcie powinno być epickie. Powinno być tak epickie, że wspominałbym je moim znajomym, a skaldowie powinni śpiewać pieśni o moich wyczynach. Jednak otrzymujemy tu dość sporego klopsa i to nie z gatunku tych smacznych.
To finalne danie głównie polega na tym, że boss stoi na środku areny, a my rzucamy w niego kośćmi dpsując go ile wlezie. Za bardzo nie ruszamy się z miejsca i tylko patrzymy jak kości rollują się po naszym stole. Jedynym wyjątkiem jest Smoczy Moder, który zapewnia dość ciekawą mini gierkę, w łowienie krytyków oraz utrzymanie równowagi na jednej skale.

Jednak nadal to trochę mało biorąc pod uwagę, że większość walk spędzimy stojąc w miejscu . Nawet trucizna Nurgle Daddy nas do tego nie zmusi.
Jednak nie mówię, że nie jest emocjonująco. Bo walcząc z bossem czujemy, że jest mocniejszym mobem i trzeba się trochę napocić by zjechać jego cały pasek zdrowia. Czuć też różnicę w sile tych arcywrogów. Bo jeleń to taki samouczkowy boss, a już kiedy walczymy z Bonemassem lub Smokiem to może nie być żartów. Ktoś na pewno zginie w tym pojedynku.
Za to sporym urozmaiceniem są specjalne karty ataków. Niektóre z nich potrafią nas nieźle zaskoczyć. Szczególnie jedno zapadło mi w pamięci gdzie do walki z Entem dołączył troll, który próbował nas złapać podróżując według wskazówek zegara. Jednak takie fajne rzeczy zdarzały się dość rzadko.
Czas rozgrywki i liczba graczy
Jak na taką grę z masą opcji, ukończenie scenariusza powinno zająć nam lekko ponad 2 godziny. To naprawdę dobry wynik biorąc pod uwagę strukturę rozgrywki. Przyspieszenia na pewno dodają karty wydarzeń, które są też timerem dla naszej całej drużyny. Nie będziemy mogli się szlajać bez końca.

Pod względem liczby graczy to najlepiej grało mi się w 2 osoby, bo byliśmy w stanie się odpowiednio dopakować i wycraftować to co chcieliśmy. Jednak na 4 graczy też było bardzo fajnie, bo każdy miał trochę inny plan na siebie i trzeba było już się dogadywać na co przeznaczymy surowce. Dementuje wszystkie plotki jakie się mogą pojawić, bo Ja akurat dzieliłem się z innymi graczami.
Jakość i Komponenty
Ja posiadam Valheim w wersji deluxe i naprawdę jest ona wydana na bogato. Kocham te wszystkie przegródki na zasoby i różne tokeny. Mocno ułatwiają przechowywanie wszystkiego w tym ogromnym pudle. Bardzo lubię też to, że dostajemy instrukcję jak to wszystko sprawnie spakować.

Mood Publishing jak zwykle też nie zawiodło pod względem figurek. Mają masę detali, dobrze wyglądają na planszy no i czuć tu klimat wikingów z lekką nutką bajkowości. Miód pitny i malina.
Jedynie przyczepiłbym się do tego domku, którego museliśmy składać za każdym razem. Nie należało to do łatwych zadań i często rozpadała mi się jego tylna część w rękach. Nie wiem czy wy też tak mieliście?
Podsumowanie
Valheim okazał się takim bardziej lightowym tytułem, w którym robimy wszystkie te rzeczy, które sprawiają radość graczom survivalowych gierek. Pierwsza część przygody to taki grind po surowce, nowy ekwipunek oraz dekorowanie naszego domu w celu usprawnienia atmosfery odpoczynku. Jak ten pierwszy etap może wydawać się zbyt łatwy, a nawet bym powiedział czasami trywialny to wszystko się zmienia podczas walki z Opuszczonymi Bossami.
Walka z nimi jest taką kulminacją naszych starań i sprawdzianem jak dobrze poszło nam dozbrajania się w pierwszym etapie przygody. Te starcia bywały emocjonujące. Jednak trochę brakowało mi ruchu i czasami czegoś takiego co zmuszałoby nas do zmienienia strategii, a nie ciągłego stania w miejscu i rzucania kośćmi.
Jednak ogólnie dobrze grało mi się w Valheim. Jest to przygoda przez duże P i zdecydowanie gratka dla takich graczy jak ja, którzy lubią kooperację w gronie znajomych. Szczególnie podobała mi się możliwość dołączania do walki moich kompanów.
Ostateczny werdykt: Valheim to takie bardziej rozbudowane Kroniki Zamku Avel z finałem w stylu Primal the Awakening Junior gdzie większość rzeczy robimy stacjonarnie.
[Współpraca reklamowa z Mood Publishing]
