Lords of Heaven

Zapraszam na pierwsze wrażenia z Lords of Heaven. Miała to być pełnoprawna recenzja bo myślałem, że wcisnę kilka rozgrywek w weekend ale prawdziwe życie jednak zwyciężyło.

Lords of Heaven to gra area control od 2 do 4 graczy. My wcielimy się w lidera 1 z 4 frakcji, którzy będą walczyć ze sobą podczas 2 krucjat. W naszej turze będziemy zagrywać kartę na 1 z 4 dostępnych miejsc. Pozwoli to nam wznosić świątynie, budować fortece, werbować jednostki, pobierać dochód oraz najważniejsze czyli przemieszczać nasze wojska by toczyć wiele bitew. Zwycięzcą będzie gracz, którzy zdobędzie jak najwięcej punktów.

Co podobało mi się w grze:

Najlepszy w Lords of Heaven jest system multi kart. Bo nasze karty możemy zagrywać na kilka sposobów w zależności od wybranego pola akcji. Będziemy też brali pod uwagę wcześniej zagrane karty przez innych graczy. W przypadku budowy oraz obecności zwiększy to koszt naszych akcji, a kiedy zrobimy dochód oraz ruch da to nam dodatkowe środki. Jest to całkiem dobrze wymyślone.

Jak skorzystamy z budowy oraz obecności i zagramy kartę z symbolem naszej frakcji to dostaniemy dodatkową akcję. Można było robić z tym niezłe sztuczki, a ja lubię taki smaczki w grach.

Z kart skorzystamy też podczas bitew i powiem wam, że walka jest dobra. Bo łączy ona obstawianie jednostek w ciemno oraz losowość kości. Może tu też trochę poblefować i uwielbiam patrzeć na miny moich przeciwników jak udało mi się ich wymanewrować.

Nawet jak zostaniemy zniszczeni to nie mamy problemu z odbudową.

Lubię jak tematyka gry pasuje do niej.

Coś co mi się nie podobało:

Wiem, że był to prototyp ale w instrukcji brakowało informacji kiedy niszczy się świątynie oraz, że podczas akcji budowy rozwija się moc jednego z budynków.

Linie, które łączą lokacje powinny być bardziej widoczne.

1 punkt za oblężenie to jest jakiś żart. Dlatego opłacało się robić tylko walkę bo wygrana dawała nam aż 3 punkty. Tak naprawdę cała gra sprowadzała się tylko do walki. Bo to ona daje nam największy zastrzyk punktów. Dlatego cały czas warto w siebie cisnąć. Nawet można było nawzajem farmić na sobie punkty i umawiać się na wzajemne ustawki. Ktoś coś mówił o Kingmakingu?

Trzeba doprecyzować kilka kart np. czy +1 do siły liczy się za każdą twierdzę czy tylko za moją.

Podsumowanie

W Lords of Heaven bardzo podobał mi się system zagrywania kart na kilka sposobów oraz walka. Bitwy były emocjonujące bo łączyły coś co lubię czyli kości oraz obstawianie w ciemno. Sama rozgrywka była płynna, ale głównie sprowadzała się do nawalania siebie cepami i trzepania punktów. U nas nie było miejsca na dyplomację oraz oblężenia.

Może Lords of Heaven nie pozostawiło u mnie takiego wrażenia „WOW ale chętnie bym w to zagrał ponownie”. Jednak dobrze bawiłem się ze znajomymi. Choć raczej wybrałbym inna grę na wzajemne area controlowanie się. Ciężko mi też wystawić jakąś ocenę tej grze bo jednak 1 rozgrywka to zdecydowanie za mało. Dlatego tym razem wyjątkowo zostawiam tylko moje luźne myśli, które gdzieś tam unoszą się na bliskim wschodzie.

PS Ale bym obejrzał sobie Królestwo Niebieskie

[Współpraca reklamowa z Phalanx]

Podobne Posty