|

Warhammer Underworlds Gorechosen Of Dromm vs Emberwatch

Czy chciałby ktoś zostać honorowym dawcą krwi dla boga krwi?

Gorechosen of Dromm vs Emberwatch

W końcu skończyłem malować Drommów, więc była pora na przetestowanie ich nowych zdolności. Gorechosen of Dromm to Khorniarze w pełnej okazałości: wysokie staty, ogromne mięśnie, a jeden z nich ma nawet sporego „dad boda”. Trochę tak jak moja forma na to lato. Ich główną zdolnością jest pobieranie krwi w sposób jak najbardziej niesterylny. Do tej bandy dołożyłem talię Wrack and Ruin. Nie miałem pojęcia, co ten deck robi, więc postanowiłem go przetestować na żywej tkance.

Gosia zagrała Emberwatchami z Countdown to Cataclysm. Trochę narzekała na tę talię w poprzednim pojedynku, więc zobaczymy, czy teraz przypadnie jej do gustu liczenie śmierci.

Nasz pojedynek zaczął się dość ciekawie, bo aż pięć razy musieliśmy rzucać na to, kto zacznie pierwszy. Czyżby zwiastowało to kolejny remis?

Jednak samo starcie zaczęło się dość krwawo. Gosia zaszarżowała swoim liderem i uderzyła Dromma. W swojej następnej aktywacji cięła Farasą i poprawiła zdolnością Emberwatchy. Tyle było z mojego Dromma.

Ja natomiast cisnąłem Gorehulkiem, a jego potężne pięści wycisnęły życie z jej kusznika. Później jeszcze raz zaatakowała Ardornem i mój „Tatuś z brzuszkiem” został mocno ranny. Przy okazji Gosia zdobyła kilka celów i czułem, że to chyba nie będzie mój dzień. Dlatego pod koniec rundy wymieniłem cele, aby lepiej przygotować się na kolejne starcia.

W drugiej rundzie przejąłem inicjatywę i dzięki celnemu atakowi zainspirowałem moich wojowników. Moja radość nie trwała jednak zbyt długo, bo żona dobiła mojego „dad boda” i Gorehulk został sam na placu boju. Żeby tak szybko nie zginął, dopakowałem go Desperate Defence, a w kolejnej aktywacji zagrałem Fireproof. Dzięki temu miałem szansę przeżyć i zgładzić jej drugiego Emberwatcha. Zagrałem też sporo ployów, żeby zapunktować Ploymastera, oraz przepchnąłem jej lidera, aby zdobyć Stay Close. Choć nadal to ja byłem Underdogiem. Gosia za to teleportowała swojego ostatniego Stormcasta na koniec planszy, tak żebym nie miał szansy dobić go w następnej rundzie.

W ostatniej rundzie, mimo iż wygrałem inicjatywę, pozwoliłem zacząć mojej przeciwniczce. Mój ostatni „Khorne flake” i tak by nie doleciał do jej lidera. Gosia za to wykorzystała swoją turę na celny strzał, który normalnie by mnie zabił, gdyby nie zdolność Final Frenzy. Na 12 kości rzuciłem tylko jeden krytyk, ale wystarczyło, żebym przeżył.

Przez to, że Gosia podeszła tak blisko, miałem szansę ją zabić, ale zagrała kartę Growing Concerns, która zmniejszyła mój ruch do zera. Żona strzeliła, ale niestety niecelnie. Zaszarżowałem i postanowiłem skorzystać z drugiego ataku Khorniarza, który pozwalał na rzut aż 5 kośćmi ataku. No przecież musiał wypaść choć jeden młot! Ale jak to bywa w Underworldsach, nie zawsze można liczyć na boga kości. Żona wykorzystała moje pudło i swoim atakiem zbiła Gorehulka na „medium rare”. Później focusowaliśmy się w poszukiwaniu lepszych celów.

Jednak dla mnie było już za późno. Emberwatche wygrały 17 do 10 i czułem, że to był niezły podromm…

Podobne Posty